niedziela, 8 czerwca 2008

Czy dojdzie do zamachu na zycie Baracka Obamy?

Pracuje w afroamerykanskim srodowisku. Wyprowadzam amerykanska mlodziez na prosta. Stawiam na sztorc ich wykrzywione poczucie nizszosci, wpajam im, ze sa ludzmi wartymi milosci blizniego i edukuje na temat szkodliwosci srodkow oduzajacych: ze jest rzeczywistosc, ktora moga polubic, ze getto nie musi byc ich przeznaczeniem. Oni pochodza z biednych patologicznych rodzin, gdzie wiara w zwyciestwo Obamy przynosi ukojenie i haj na kolejne godziny niepewnosci i marazmu. Nie macie pojecia jak ci ludzie wierza w zmiane. W zmiane, ktora przyniesie im czarnoskory przywodca, dlugowyczekiwany zbawiciel, nastepca Wielkiego Krola Martina Luthra. On ich poprowadzi, wskaze droge, przyniesie nadzieje, jutrzenke i w koncu polozy kres poroznieniu w spoleczenstwie. Pokoloruje Ameryke, doda jej troche szarej barwy. Otworzy drzwi dobrobytu i szans dotychczas dostepnych tylko dla klasy panujacej. Wyprowadzi ich dusze ze smierdzacych i niebezpiecznych gett jak niegdys Frederick Douglass wyprowdzil ich z barakow i palacego slonca na plantacjach bawelny.
Kiedy przyjechalam do US, martwilam sie tylko o jedno. Jak sie zaadaptuje do nowych warunkow i jak spoleczenstwo zaadaptuje mnie. Bylam niesprawna jezykowo humanistka, ktora o komputerach wiedziala tyle co kot naplakal. A szkoda, bo ta wiedza moglaby dac mi niezle miejsce w spolecznstwie. Zastanawialam sie po co ja tu przyjechalam, gdzie licho mnie ponioslo. Moglam zostac w przytulnej Polsce, blisko mamy, taty, przyjaciol. Jednak na moje pocieszenie pewnego razu uslyszalam: Wkrotce spostrzezesz swoja przewage. Przewage nad rdzennymi Amerykanami. Wyrozniasz sie jedna bardzo wazna cecha - jestes biala. I rzeczywiscie, osiedlilam sie w przytulnej dzielnicy, wsrod amerykanskiej klasy sredniej, pomiedzy posiadaczami domow, dwoch garazy, dwoch samochodow, gromady dzieci, dwoch psow i bialych skor. I w koncu zauwazylam, ze moje getto wyglada zupelnie inaczej niz getto moich czranoskorych bliznich-Amerykanow, rownych obywateli, ktorych dziadkowie chowali sie za szkole, zeby rodzice obydwu grup nie widzieli ze graja razem z bialymi w pilke. Dzisiaj grajacych miedzy zapadajacymi sie ruinami, wsrod oparow marihuany, sluchajacych rapu i wciaz majacych przeswiadczenie o tym, ze sa potomkami niewolnikow. Tego pietna nie moga sie pozbyc. Pokladaja nadzieje w Obamie, ale boja sie wierzyc do konca, bo znowu moze przyjsc rozczarowanie. Strach pozostal. Strach i pogarda dla klasy rzadzacej. Oni wierza w zwyciestwo, ale z dusza na ramieniu. Wczoraj uslyszalam od mojej czrnoskorej kolezanki: wiesz, nie bedzie tak rozowo jak nam sie wydaje. Rasizm to power. Obama zostanie zalatwiony.