środa, 28 lutego 2007

Autostrada do...

Zastanawiam sie nad moim poczuciem patrioryzmu. Przyjechalam do USA prawie 5 lat temu. I wtedy nekaly mnie wszystkie zaburzenia emigranta: poczucie winy, nostalgia, sny o ojczyznie. Zaczelam nawet czytac Mickiewicza i Slowackiego. Jakze ich wtedy rozumialam… Kilka dni temu wybralismy sie z rodzina na weekendowa przejazdzke nad Zatoke Meksykanska. Wyjazd wczesnym rankiem, podziwianie wschodu slonca, kanapki jedzone w samochodzie albo na lesistych parkingach. Zawsze przy takim siedmiogodzinnym relaksie w samochodzie wyskakuje pewien temat, ktorego nigdy nie tykamy podczas codziennej egzystencji. Przemierzajac wilopasmowe i gladkie jak stol amerykanskie autostrady, rozmawiamy o Stanach jako o krainie wiecznej szczesliwosci. Rozluznieni spogladamy na Polske oczyma turysty. Krotko mowiac, jezdzimy po Polsce jak po lysym koniu. Najwiecej dostaje sie niegramotnym braciom nacjonalistom Kaczynskim, robokopowi Giertychowi I doctorowi honoriscause radzieckich uniwersytetow Lepperowi. Cala czworca, albo jak kto woli trocja swieta, (bracia to przeciez dwa w jednym) nie ma ani chwili oddechu, kiedy suniemy na sloneczna Floryde. Wytykamy bledy ekipy rzadzacej nie tylko na szczeblu narodowym, obmyslamy plany rewitalizacji miast, z ktorych pochodzimy, wirtualnie implementujemy pomysly na rozwoj spoleczenstwa. Denerwujemy sie na nagonke medialna – propagande wypedzenia mlodych, witalnych, inteligentych ludzi z kraju. Co jakis czas ktores z nas wtraci: zobacz jak tutaj sie jezdzi – kierownicy nie musisz trzymac, samochod sam ciebie niesie w przyszlosc, przed siebie. A u nas, zawsze jakas dziura, koleina, przeszkoda; trudno wyobrazic sobie cel. Porownujemy organa scigania, wymiar sprawiedliwosci i tutejsza policje. Czy w Polsce, ktorys z Panow policjantow, niech bedzie nawet zwyciezca Zlotej Paly, pofatygowalby sie przyjechac na ogledziny skrzynki pocztowej? Wczoraj przyjechal do sasiada funkjonariusz policji, aby obejrzec przewrocona skrzynke pocztowa przez jakies miejscowe dzieciaki. Robil zdjecia, przepytywal mieszkancow, wygladal bardzo powaznie i dostojnie: wysoki, w ciemnych okularach, ze spluwa przy pasie. Samej mi ciarki przeszly. Podziwiamy perfekcyjna structure spoleczno-polityczna, niemal germanski porzadek, i to poszanowanie dla jednostki, dla jej rozwoju, ktory przynosi nadzieje na realny sukces. Albo inny przyklad: Tom i Sam – kochaja sie i nie musza sie tego wstydzic. Jedna plec, a jednak nikt im tego nie wytyka. Tak bardzo zaluje naszej kochanej Polski rzadzonej przez dumnych nieudacznikow i zaczetsiewionych ksenofobow. Ale jak tutaj jej pomoc skoro nam narodowi emigrantow ostatnio wmowiono: gdzie chleb tam ojczyzna. W koncu otworzyli nam granice obfitej UE, wrzeszczac: tam sie rozwijajcie, na nich polegajcie, i zostawcie te Polske w cholere! Ciekawe czy moi rowiesnicy rozumieja co czuje w drodze na wakacje.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Rzeczywiscie, z doswiadczenia swego i innych emigrantow, wiem ze z dalekiej perspektywy latwiej jest dostrzec co w Polsce sie dzieje. Latwiej tez jest budowac wielkie plany naprawcze dla naszej ojczyzny. Skoro tak latwo, to doszedlem do wniosku, ze az nie wypada mi takiego planu nie miec.

Zamknolem oczy, zaczelem od przywolywania wspomnien, wrocily w oka mgnieniu: szalone dni, pelne walki, zmagania sie z rzeczywistoscia, jazda z szalencza predkoscia po drogach pelnych kolein, bez zwracania uwagi na policje, bo przeciez wiadomo gdzie stoja. Rozmow integracyjnych z paniami i panami urzednikami, na tematy dowolnosci egzekwowania wywroconych do gory nogami ustaw. I tak dalej i tak dalej, zdarzen tysiace.
Pamietam po kazdym dniu walki z Polska codziennoscia poziom adrenaliny mialem tak wysoki jak Rambo na polu bitwy. Tylko miesnie oslabione od nieeleganckiej gestykulacji (wstyd przyznac najbardziej srodkowy palec).

Nie bylo czasu na normalnosc, adrenalina nie spadala, jak w dzungli, chwila nieuwagi i ktos cie zje. I wlasnie tu kryje sie sedno mojego planu naprawczego. Zostawmy dzungle niech kwitnie, niech rozwija sie bujnie, bez zasad i regol. Poczekamy pare lat, jak juz reszta swiata znormalnieje calkiem, gospodarki swiatowe ustabilizuja sie na wymazonym poziomie. Nastanie nuda, kompletna nuda.

A wtedy...

Pozostanie tylko Polska, jako rezerwat dzikich ludzi, bardzo drapierznych i nieokielznanych. Z okazami niespotykanie skrajnych ewolucyjnie politykow. Calkowicie przekupnych urzednikow. Lekarzy co usmiercaja dotykiem. Grabarzy co lecza. Pilkarzy co tylko kopia na aut. Zolnierzy co strzelaja w plecy. Policje co okrada staruszki. Bandytow co zbieraja na tace. Ksiezy co...tu to nawet nie chce mowic. Same najwykwintniejsze przypadki. I wtedy otworzymy nasz kraj dla turystyki swiatowej, z haslem "Wczasy jakich nie miales, adrenalina nie spadnie ci ani na chwile- JUNGEL POLAND". Bo kto, przy takiej swiatowej nudzie chcialby miec wczasy na Florydzie?